Hej!

Przepraszamy za naszą długą nieaktywność. Postaram się trochę ożywić tą stronę korzystając z tego, iż do poniedziałku wszyscy z klasy muszą oddać pracę na półrocze. Myślę, że na pewno znajdzie się kilku śmiałków, którzy będą chętni pochwalić się nam swoimi arcydziełami. (Tak na marginesie - temat naszych semestralnych prac nosi nazwę: "Słowo Boga lampą na drodze naszego życia" i możemy ją wykonać w dowolnej formie, nawet jako komiks na papierze toaletowym)

Przejdźmy może teraz do czegoś trochę mniej oczywistego, gdyż, azaliż, onegdaj moją pracą na tę okoliczność będzie opowiadanie. Tak, tak, wiem, że jesteście nad wyraz zdziwieni.

W każdym razie... 
Enjoy!


***
 

- Dekster! Do cholery, czy ty możesz się w końcu uciszyć? – wzburzony mężczyzna ofukał swojego czworonożnego pupila i odwrócił się po chwili z powrotem w stronę ekranu komputera.

Rozmasował palcami pulsujące skronie i przeleciał wzrokiem po tekście, który udało mu się już napisać. Był zmęczony ciągłą pracą przed komputerem, która zdecydowanie mu nie służyła. Co prawda – fizyczna robota nie wchodziła już w grę, bowiem pięćdziesięciosześcioletni delikwent cierpiał od dłuższego czasu na dość mocno utrudniającą normalne życie chorobę serca. Gdyby nie to, z pewnością uciekłby się do pracy na świeżym powietrzu, która nastrajała go o wiele bardziej pozytywnie. Wyprostował nogi i przeciągnął się. Kiedy coś mu chrupnęło w plecach skrzywił się nieznacznie. Biszkoptowy kundelek przypominający labradora zaskomlał i ułożył się w nogach łóżka na którym leżał jego pan.

- No co, psiaku? Jesteś głodny, co? – sięgnął w stronę drewnianej szafki nocnej w której szufladzie znajdowały się deksterowe przysmaki.
Pies słysząc już typowe dla nadchodzącej przyjemności dźwięki postawił uszy i zaczął zamiatać ogonem wykładzinę. Uważnie obserwował ruchy swojego właściciela, który osowiale wyciągał z szeleszczącego  plastikowego opakowania psią kostkę starając się go zdenerwować. 
- Grzeczny pies – posłał uśmiech w stronę czworonoga i rzucił mu smakołyk, a ten z zadowoleniem począł obgryzać swoją nagrodę. 
Kajetan – bo tak na imię ma omawiany przeze mnie człowieczy bohater – był typowym cholerykiem dla którego sprawy pokroju wiary, czy wyznawanej religii jeszcze do niedawna były sprawami drugorzędnymi, niemającymi zbyt dużego wpływu na życie. Był on za młodu człowiekiem sukcesu, nie wiązał się z żadną kobietą na stałe – nie w głowie były mu długoletnie małżeństwa, a później możliwe rozwody.  Chciał być wolnym strzelcem spełniającym się w swoim zawodzie. Piękne, wolne panny stawiał na najwyższym piętrze swojej indywidualnej piramidy potrzeb. Oczywiście tuż obok pieniędzy.  Przecież krótkie związki  = zero zobowiązań. Niedługo po skończeniu 19 roku życia wyprowadził się od rodziny, by żyć na własną rękę. Od tego czasu wiele razy przeprowadzał się, a jego lokum były najróżniejsze: od ciasnej klitki w bloku po apartament w jednym z wyższych wieżowców w mieście, który wciąż dane jest mu zamieszkiwać. Najprawdopodobniej do tego momentu byłby zadufanym w sobie pysznym egoistą, gdyby nie sytuacja, która zdarzyła się stosunkowo niedawno, bo 2 lata temu, kiedy Kajetan trafił do szpitala po zawale. Niestety dopiero wtedy uświadomił sobie jak bardzo jest samotny i jak wiele stracił nie wpuszczając nikogo do swojego życia. Znalazł się wówczas w pokoju z bardzo chorą, siwutką staruszką, która spędzała w tym miejscu najprawdopodobniej ostatnie tygodnie swojego życia. Pewnego dnia, kiedy Kajetanowi powróciła już w pełni świadomość do kobiety przyjechał ksiądz z jej miasteczka. Ich rozmowa i jej modlitwa tak bardzo wzruszyła mężczyznę, który nawet w tamtym momencie starał się ukryć swoje emocje. Doszło nawet do tego, iż uronił kilka błyszczących łez z kącików oczu. Co więcej – później nie zdobył się nawet na ot, starcie jej kciukiem. Czuł satysfakcję z tego, iż mozolnie spływa po jego skórze. Po tym cudownym olśnieniu poprosił, a wręcz wybłagaj u oddziałowej pielęgniarki, by zorganizowała mu pismo święte. Podczas nie dość długiego pobytu w lecznicy spędził na pewno kilka nocy wertując przy świetle latarki karty biblii. Z pewnością mogę stwierdzić, iż słowa boże zdołały poruszyć monolit, jakim było serce Kajetana. Po powrocie do domu mężczyzna czym prędzej pospieszył do kościoła uprzednio przypominając sobie zasady spowiedzi, bowiem zdołały mu już wylecieć z głowy podczas tych wielu lat życia w grzechu. Po tym sakramencie w końcu czuł się lekki i wolny. Powróciła mu chęć do życia, a podejrzenia depresji zostały do cna rozwiane. Zaczął wspierać również różne organizacje charytatywne; swoją uwagę skupiał najbardziej na pomocy dzieciom chorym na raka i lokalnym hospicjum. Czynny udział brał również w działalności schroniska – właśnie dzięki niemu osierocony za szczeniaka kundelek znalazł się w jego gotowych do czynienia dobra rękach. Jeśli chodzi o sferę miłosną ostatnimi czasy Kajetan zaczął spotykać się  z cudowną kobietą poznaną podczas jednego z wtorkowych spacerów, które zwykł przeznaczać zazwyczaj na rozmowę z Panem Bogiem. Był wręcz pewien, iż miłosierny wybaczy mu ten malutki występek, jeżeli zdołał wybaczyć mu całe swoje  „poprzednie życie”. Razem ze swoją sympatią zaczęli niedawno głosić słowo boże podczas kazań w którym często brali aktywny udział. Kajetan do teraz jest w stanie usiąść w fotelu i poświęcić ponad dwie godziny na analizowanie pisma świętego i wyciągania z niego morałów i przeróżnych mądrości. Po wpuszczeniu do swojego serca Boga jak i po prostu innych ludzi mężczyzna stał się jednoznacznie o wiele szczęśliwszy i po prostu lepszy. Dało mu to nową nadzieję i więcej chęci do życia.

~ intertia

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Triduum Paschalne